podróż przebiegała całkiem gładko, do momentu jak wjechaliśmy w góry. Okazuje się że kierowcy mają problem ze zmieszczeniem się na serpentynkach w Alpach. Granice mamy przekraczać gdzieś w górach, a ponoć "ktoś" nie dopatrzył się, że autobus długi, na dupci plecak z bagażami i pod górę wchodząc w zakręt wciąż ocieramy się o asfalt, mało tego, prawie każdy zakręt (a jest ich sporo) kierowcy biorą na 3 razy, czasami drugi kierowca wychodzi z wozu i pomaga kierować z zewnątrz, wszystkie samochody z góry zjeżdżające ustępują nam drogę, jeśli mają się gdzie schować, jak nie to cofają do mijanek, my przemy do góry. Gdy się nam udało wjechać i zjechać kierowcy dostali brawa, a planista bure. Już bardzo późno dojeżdżamy do hotelu, ale jest ok.