Pogoda fatalna, śnieg sypie coraz bardziej, ciemno, drogi nie widać, a my w tych rejonach pierwszy raz, ale jedziemy do wód.... to trochę mój pomysł, bo chcę się napić naftusi, myślałam że się ją uda kupić w sklepie w Drohobyczu, ale nic z tego, tylko w Truskawcu. Nawigacja doprowadziła nas do centrum miasta, ale akurat remont i dalej się nie da jechać, Parkujemy pod sterta kamieni i piachu i idziemy do pijalni, to znaczy idziemy deptakiem w kierunku gdzie idzie dużo ludzi, i tak z tłumem dochodzimy do pijalni wód. Ale żeby się napić wody to nie jest tak łatwo..., nie mamy ze sobą, żadnych naczyń, tam się nie da kupić idziemy w poszukiwaniu dzbanków. Dzbanuszek kupujemy na pobliskim, jeszcze czynnym straganie ze wszystkim i tak zaopatrzeni wracamy do pijalni. Teraz chwila prawdy, wód jest chyba ze 3 rodzaje, w różnej temperaturze, co jedna to gorsza w smaku, pierwsza słona woda to jeszcze jako tako...bo gdy spróbowałam Naftusi, to odjazd, jakby z baku paliwo pociągnął, tfu, a kolejnej już nie próbuje, tez naftusia ale inne ujęcie, inna temperatura. Po zaspokojeniu wiedzy, i pobieżnym oglądnięciu kurortu zapada decyzja o powrocie do kraju, tu jest blisko, można przyjechać w innym terminie, jak dzień będzie dłuższy i pogoda lepsza... a teraz wracamy. Co nie było takie proste, bo śnieg wali, drogi nie widać, a nawigacja mówi skręcać, ale gdzie???? Zawracamy za drugim podejściem znajdujemy drogę i powoli toczymy się do granicy.